Czego dowiemy się z rozważań estetycznych Scrutona? Zgłębimy naturę dźwięku muzycznego – odrywającego się od materialnego źródła, wyobrażonego i zależnego od zdolnego go rozpoznać ludzkiego podmiotu.
Na zielonej płóciennej oprawie złotymi literami wytłoczono – brzmiącą jak wyzwanie – frazę Zrozumieć muzykę oraz nazwisko autora, który od słuchaczy muzyki wiele wymaga: Rogera Scrutona. Zaproszony do napisania wstępu Antoni Libera wzywa: „Słuchajmy Rogera Scrutona”. Zaczynamy więc lekturę ze świadomością, że przemawia autorytet. W niektórych obudzi to wzmożoną czujność, w innych pragnienie podążenia za uznanym przewodnikiem.
W przekładzie zniknął podział książki na dwie części: estetykę i krytykę. Warto mieć jednak świadomość, że są to różne dyskursy. Na gruncie filozofii autor dąży do uogólnień wykraczających poza najbliższą mu domenę zachodniej muzyki poważnej. Mimo to trudno oprzeć się wrażeniu, że wpatrzony w wartości własnej kultury, poszukuje ich także poza jej obrębem, umacniając w ten sposób granice swojego świata. W krytyce skupia się natomiast na wyjaśnianiu i obronie wartości, które odnajduje w muzyce mu najbliższej – u Mozarta, Beethovena, Wagnera, Janáčka i Szymanowskiego.
Czego dowiemy się z rozważań estetycznych Scrutona?
Zgłębimy naturę dźwięku muzycznego – odrywającego się od materialnego źródła, wyobrażonego i zależnego od zdolnego go rozpoznać ludzkiego podmiotu. Nauczymy się od Wittgensteina, że rozumienie jest poznaniem, a ekspresyjna siła muzyki zależy od jej cech, których dostrzeganie możemy opanować. Zyskamy przekonanie, że ruch w muzyce jest wyobrażony, ale też kluczowy dla jej doświadczenia. Ekspresję muzyki potraktujemy jako wezwanie do empatii i współodczuwania, zdając sobie zarazem sprawę, że nie zawsze ten emocjonalny przekaz musimy bezkrytycznie przyjmować. Bo można rozumieć ekspresję, ale się na nią nie godzić. O rytmie pomyślimy szeroko, jako o złożonym układzie wewnętrznej dynamiki utworu, kształtowanym przez współdziałanie rozmaitych elementów, na czele z melodią i harmonią. Tak rozumiany – może tworzyć przestrzeń osobistej wolności, gdy kształtowany jest indywidualnie; ale może też zniewalać, gdy wewnętrzne zróżnicowanie zostanie zastąpione przez jednorodny, powtarzalny schemat. Filozofia muzyki Scrutona ściśle wiąże ze sobą sprawy piękna i dobra, estetyki i moralności, wymiary osobisty oraz polityczny.
Kiedy wreszcie zabiera głos jako krytyk, związek ten staje się jeszcze wyraźniejszy. Mozart jest mu bliski, bo zaświadcza o czystym świecie ducha, w którym nawet smutek i powaga rozjaśniają się niebiańską pogodą. Finał IX Symfonii Beethovena porywa i tryumfuje, jeśli usłyszymy w nim hymn na cześć Boga, będącego „prawdziwym źródłem i obiektem miłości, jakiej szukamy w sobie nawzajem” (s. 180). Muzyki Wagnera trzeba bronić przed atakami na osobę i poglądy kompozytora, bo stwarza ona przestrzeń sacrum, w której doświadczyć można religijnego uczucia miłości, niosącego możliwość poświęcenia i odkupienia. Pierścień Nibelunga jest celną krytyką społeczeństwa kapitalistycznego, w którym żądza władzy zastępuje potrzebę owej miłości, ale jeśli wsłuchać się w wieloznaczność kluczowych lejtmotywów, okaże się, że to także dramat o rozmaitych siłach krępujących naszą wolność. Janáček pozostaje prawdziwym autorytetem – w odróżnieniu od Schönberga – bo swój język muzyczny wzoruje na rodzimej mowie, zakorzenionej w lokalnej społeczności, a nie na abstrakcyjnej zasadzie, oddzielającej muzykę od słuchaczy. Szymanowski przekonuje najbardziej w Stabat Mater – gdy przemawia do uczuć religijnych, podejmując wartości ważne dla społeczeństwa, nie zamyka się w solipsystycznym świecie zmysłowości – czarującym, ale pozbawionym głębi.
Najbardziej frapuje ostatni rozdział, w którym Scruton pyta o sens czytania Adorna.
Niemiecki filozof imponuje mu śmiałością oddzielania sztuki od kiczu. Jednakże – ku zaskoczeniu czytelnika, który w trakcie lektury nabrał już przekonania, że w twórczości popularnej znaleźć można wszystkie muzyczne grzechy i słabości – autor ostatecznie broni jazzu i piosenek przed Adornowską krytyką, dostrzegając w nich odpowiedź na potrzeby zmieniającego się społeczeństwa. A zatem: wartościujmy, odróżniajmy głębokie od miałkiego, zachowujmy wrażliwość na to, co ważne społecznie i duchowo. Miejmy odwagę polemizować, dochowując wierności prawdzie, która potwierdza się jedynie w akcie słuchania. Nie zgadzajmy się z Adornem, nie zgadzajmy się ze Scrutonem, ale nie traćmy polemicznego zapału i chęci wartościowania. Słuchajmy autora Zrozumieć muzykę, ale nie bądźmy mu we wszystkim posłuszni.
Polemiczności myśli Scrutona nie przychodzi niestety z pomocą język polskiego przekładu Katarzyny Marczak. Pośród wielu utrudniających lekturę mankamentów najbardziej uwierają kłopoty z metaforami. Napotykając stwierdzenie, że wszystkie tragiczne konflikty Pierścienia Nibelunga zostają „nie tyle rozwiązane, ile rozpuszczone w Brunhildzie i tkwią w niej teraz jak w roztworze” (s. 235), możemy mieć podejrzenia, że podany nam roztwór myśli Scrutona jest raczej mętny niż klarowny. Pijmy go więc z umiarem i ostrożnością.
Paweł Siechowicz
źródło: Ruch Muzyczny